Dokonywałam dziś zakupów w jednym ze sklepów znanej sieci. Przede mną pojawiła się staruszka z problemem związanym z błędnym zakupem. Okazało się, że chodziło o chipsy, na których napisano, że mając paczkę chipsów można dostać a bułki z kurczakiem w cenie 1 w znanej sieci restauracji.
Staruszka myślała, że chodzi o zakup 2 paczek chipsów w cenie 1, więc nie mogła się doliczyć 5,99 po powrocie do domu. Paczki były nienaruszone, tłumaczenie staruszki w pełni logiczne, ale przy kasie siedziała osoba, która dopiero się uczyła, wiec do rozwiązania problemu wezwano kogoś z kierownictwa.
Tu przeżyłam szok. Młoda kobieta, jak się później okazało manager sklepu, od początku reagowała w sposób podirytowany, a nawet agresywny.
Obserwowałam sytuację i po rozliczeniu zakupów podeszłam do pracownicy sklepu i zwróciłam uwagę na niestosowność jej zachowania. Sama padłam ofiarą agresji i irytacji. Padłam, ale tylko w sensie wysłuchania impertynenckich słów, bo w jednej chwili przerwałam wywód informując pracowniczkę sklepu o tym, że klientka została wprowadzona w błąd niejednoznaczną reklamą.
Mniejsza o dalszy przebieg sprawy i konsekwencje takiego zachowania. Ważne jest to, że jako #adwokat mam we krwi pomaganie ludziom w problemach. Mam to we krwi, ale jednocześnie uważam, że każdy powinien zareagować w podobny sposób widząc agresywne zachowanie wobec osoby nieporadnej.
Mam nadzieję, że dyrekcja sieci sklepów skoryguje standardy relacji swoich pracowników z klientami i wchodząc do jej placówek nie trzeba będzie się oglądać na lewo i prawo by nie dostać „ciosu” od zirytowanego pracownika.