Weekend spędzałam na Kaszubach. W jego trakcie odebrałam telefon od kogoś spędzającego wakacje w rejonie Wdzydz. Chodziło o mandat nałożony przez Straż Leśną w godzinach wieczornych w niedzielę.
Palenie ognia w bezpośrednim sąsiedztwie lasu, stworzenie zagrożenia pożarowego. Niestety, w tych sprawach nie ma zmiłowania, a leśnicy postępują bardzo pragmatycznie. Zagrożenie pożarem oznacza zagrożenie wielkimi stratami majątku Lasów Państwowych. Majątku nas wszystkich.
Możliwości adwokata w takich przypadkach poprzestają na podważeniu wilgotności ściółki, maksymalizowaniu odległości miejsca palenia ognia od lasu, kwestionowanie przyrządów pomiarowych. Można tak wymieniać bez końca, ale prawda jest taka, że fakty z reguły są oczywiste. Tak, jak w tym przypadku. Na terenie ośrodka wypoczynkowego w sosnowym lesie rozpalano ognisko rozpałką w płynie. Buchnął ogień. Strażnicy mają zdjęcia.
Osobiście proponuję skruchę i obietnicę, że więcej się tego nie powtórzy. Może się zlitują i nie nałożą mandatu, a tylko pouczą.
Jeżeli zaś uważasz, że masz rację, możesz skończyć gorzej, strażnicy mogą skierować wniosek o ukaranie do sądu. Wtedy kary zaczynają rosnąć. Zaczynamy mówić o poważnych problemach.
Hasło „Las rośnie wolno, płonie szybko”, ma swój sens.