Mimo, że jest to działanie represyjne, to jednak nie mam o to pretensji do policjantów. Wręcz przeciwnie, jestem za takimi kontrolami. Jako #adwokat jeżdżę przecież nie tylko do jednego zakładu pracy, stałą, dobrze znaną drogą, ale do różnych sądów, aresztów, zakładów karnych, prokuratur i urzędów. Po każdym roku okazuje się, że na liczniku samochodu przybyło średnio nie mniej niż 25000 km.
Przebycie tylu kilometrów wiąże się z obserwowaniem setek przypadków szaleńczych rajdów pozbawionych rozsądku. Wiele z nich jest na skraju wypadku. Dla przykładu wczoraj, gdy jechałam do więzienia w Malborku wielokrotnie doświadczyłam konieczności szybkiej ucieczki z lewego pasa, gdy wyprzedzałam wolniejsze auta, bo od tyłu nadjeżdżał ktoś znacznie szbciej i wcale nie zwalniał licząc na to, że ustąpię. Wyprzedzanie rozpoczynał na zderzaku mojego auta z chwilą gdy włączałam kierunkowskaz. Granica ryzyka zamykała się w centymetrach. Jeżeli ja jeżdżę poniżej prędkości dopuszczalnej – na większości trasy z Gdańska w kierunku Elbląga raptem 100 km/h, to jeżeli takie auta zbliżały się z wielką różnicą prędkości, musiały jechać znacznie powyżej ograniczenia prędkości.
Ktoś powie, że ograniczenia są często na wyrost. Ja odpowiem, że na tej drodze doszło do wielu zderzeń z łosiami, albowiem płotki zabezpieczające nie obejmują całej długości trasy.