Jadąc dziś do pracy do Łodzi widziałam miejsce wypadku sportowego Lamborgini, które stało zaplątane w liny kompensujące uderzenie. Zdjęcia w sieci, które oglądałam czekając na wokandę nie były tak dramatyczne. Jestem przekonana, że gdyby nie te liny, to auto przeleciałoby przez drugi pas kosząc po drodze być może auto z niewinnymi ludźmi.
Działo się tak mimo, że pogoda oczywiście nie sprzyjała szybkiej jeździe. Ulewny deszcz i mgiełka z wody rozpylanej kołami pojazdów ciężarowych nakazywały zdecydowane ograniczenie prędkości. Niestety, prawda jest taka, że byłam jednym z wolniejszych kierowców.